Geometria Karoliny Jaklewicz
Myśl i emocja, geometria i przestrzeń kreują obrazy Karoliny Jaklewicz. Młoda artystka nie przyjęła konwencji geometryzmu w sztuce dla jego estetycznych walorów. Ona się go dopracowała w poszukiwaniu adekwatnych środków przekazu dla swoich rozważań i refleksji.
Wcześniej, zanim doszła do geometrii w swojej sztuce, malowała pejzaże i weduty, zawsze z odległymi perspektywami niedosiężnego horyzontu. Te przestrzenie i ten niezbywalny horyzont pozostał nadal obecny w obrazach, należących już do sztuki bezprzedmiotowej. To wobec niego, tej nieosiągalnej, poziomej linii odwołującej się do nieskończoności, zarówno przestrzeni jak i czasu, ustawia Jaklewicz prostopadłościany czy sześciany – ciężkie, kanciaste bryły. Można je odczytywać jako ucieleśnienie materii bytu – kształty uciążliwej i nieuniknionej doczesności, czynnika ziemskiego. Przesłaniają one to, co dalekie, transcendentne, poza doświadczeniem materialnym, a na czym zdaje się artystka skupiać przede wszystkim uwagę. Tam występuje bowiem najczęściej emanacja światła i pojawia się błękit – kolor najbardziej metafizyczny.
Czasami kanciaste bryły w obrazach Jaklewicz stają się jakby ze szkła, przezroczyste, czy może zmierzają do zaniku, albo ulegaj przekształceniu w ostrosłupy lub trójkąty ostrzami skierowanymi ku górze. Wyłaniają się one początkowo z sześcianów wyrysowane ich krawędziami lub wydobyte z nich światłem zanim zyskają pełną autonomię. „Sześcian jest punktem skupienia – stwierdza autorka – trójkąt jest forma drogi.”1
Jaklewicz traktuje geometrię w swojej sztuce nie tylko jako język przekazu myśli, ale też jako odbicie struktury wszechświata. To geometria jest podstawą i gwarantem powszechnego ładu od układu i obrotu ciał niebieskich w kosmosie po funkcjonowanie ziemskiej natury. Tak celnie określa artystka: „... czuję jej kojącą obecność w strukturze świata.”2 Geometria jest czynnikiem porządkującym nieład i przeciwstawiającym się wszelkiemu chaosowi. Ale Jaklewicz nie chce traktować jej jako ograniczający, sztywny uniform; dąży do uduchowienia geometrii, jej subiektywizacji i nasycenia emocją. „Wiedząc jak trudne jest poetyckie malarstwo geometryzujące – powiada autorka – staram się takie osiągnąć.”3 I mimo że to niełatwe, udaje jej się zbliżyć do tak definiowanego celu.
W jej obrazach budowanych geometrią nie ma oschłości matematycznych obliczeń, czy chłodnej kalkulacji; nie ma też dekoracyjności. Mimo monumentalizmu wypełniających je form – to płótna o klimacie lirycznym, przesycone tęsknotą za czymś niepochwytnym, odległym, może niedosiężnym. I jest w nich, wspomniany już, nieustannie obecny dyskurs czy nawet zmaganie się przeciwstawnych wartości: świata materialnego ze sferą doświadczeń duchowych – swoistego profanum i sacrum. To dlatego w większości jej obrazów klarowną czystość form geometrycznych zakłóca sprzeczna z ich harmonią i świetlistością, zgruźlona i chaotycznie rozproszona, ciemno-ziarnista faktura. Niepokoi ona i przeszkadza w kontemplowaniu ciszy i uspakajającej prostoty geometrii, ale choć z nią kontrastuje – ociepla ją równocześnie i pozbawia statusu surowej wzniosłości.
Karolina Jaklewicz stworzyła nowy, własny rodzaj języka geometrii. Jest to język szczególny: wprawdzie abstrakcji, ale nie jest to pełna bezprzedmiotowość. Formy nim powoływane do życia są trójwymiarowe i osadzone w dotykalnej niemal i czasem daleko sięgającej przestrzeni. Bywają betonowo, zwaliście ciężkie, ale czasem transparentne, surrealnie przenikające się z niebem i ziemią, z szorstkiego muru, ale czasem okaleczone szramami blizn, wymierzone geometrycznie, ale zanurzone w romantycznej poświacie. To nieznany dotąd: architektoniczny a jednocześnie ezoteryczny i poetycki język geometrii.
Bożena Kowalska
Wszystkie cytaty pochodzą z tekstu pracy doktorskiej Karoliny Jaklewicz.
Myśl i emocja, geometria i przestrzeń kreują obrazy Karoliny Jaklewicz. Młoda artystka nie przyjęła konwencji geometryzmu w sztuce dla jego estetycznych walorów. Ona się go dopracowała w poszukiwaniu adekwatnych środków przekazu dla swoich rozważań i refleksji.
Wcześniej, zanim doszła do geometrii w swojej sztuce, malowała pejzaże i weduty, zawsze z odległymi perspektywami niedosiężnego horyzontu. Te przestrzenie i ten niezbywalny horyzont pozostał nadal obecny w obrazach, należących już do sztuki bezprzedmiotowej. To wobec niego, tej nieosiągalnej, poziomej linii odwołującej się do nieskończoności, zarówno przestrzeni jak i czasu, ustawia Jaklewicz prostopadłościany czy sześciany – ciężkie, kanciaste bryły. Można je odczytywać jako ucieleśnienie materii bytu – kształty uciążliwej i nieuniknionej doczesności, czynnika ziemskiego. Przesłaniają one to, co dalekie, transcendentne, poza doświadczeniem materialnym, a na czym zdaje się artystka skupiać przede wszystkim uwagę. Tam występuje bowiem najczęściej emanacja światła i pojawia się błękit – kolor najbardziej metafizyczny.
Czasami kanciaste bryły w obrazach Jaklewicz stają się jakby ze szkła, przezroczyste, czy może zmierzają do zaniku, albo ulegaj przekształceniu w ostrosłupy lub trójkąty ostrzami skierowanymi ku górze. Wyłaniają się one początkowo z sześcianów wyrysowane ich krawędziami lub wydobyte z nich światłem zanim zyskają pełną autonomię. „Sześcian jest punktem skupienia – stwierdza autorka – trójkąt jest forma drogi.”1
Jaklewicz traktuje geometrię w swojej sztuce nie tylko jako język przekazu myśli, ale też jako odbicie struktury wszechświata. To geometria jest podstawą i gwarantem powszechnego ładu od układu i obrotu ciał niebieskich w kosmosie po funkcjonowanie ziemskiej natury. Tak celnie określa artystka: „... czuję jej kojącą obecność w strukturze świata.”2 Geometria jest czynnikiem porządkującym nieład i przeciwstawiającym się wszelkiemu chaosowi. Ale Jaklewicz nie chce traktować jej jako ograniczający, sztywny uniform; dąży do uduchowienia geometrii, jej subiektywizacji i nasycenia emocją. „Wiedząc jak trudne jest poetyckie malarstwo geometryzujące – powiada autorka – staram się takie osiągnąć.”3 I mimo że to niełatwe, udaje jej się zbliżyć do tak definiowanego celu.
W jej obrazach budowanych geometrią nie ma oschłości matematycznych obliczeń, czy chłodnej kalkulacji; nie ma też dekoracyjności. Mimo monumentalizmu wypełniających je form – to płótna o klimacie lirycznym, przesycone tęsknotą za czymś niepochwytnym, odległym, może niedosiężnym. I jest w nich, wspomniany już, nieustannie obecny dyskurs czy nawet zmaganie się przeciwstawnych wartości: świata materialnego ze sferą doświadczeń duchowych – swoistego profanum i sacrum. To dlatego w większości jej obrazów klarowną czystość form geometrycznych zakłóca sprzeczna z ich harmonią i świetlistością, zgruźlona i chaotycznie rozproszona, ciemno-ziarnista faktura. Niepokoi ona i przeszkadza w kontemplowaniu ciszy i uspakajającej prostoty geometrii, ale choć z nią kontrastuje – ociepla ją równocześnie i pozbawia statusu surowej wzniosłości.
Karolina Jaklewicz stworzyła nowy, własny rodzaj języka geometrii. Jest to język szczególny: wprawdzie abstrakcji, ale nie jest to pełna bezprzedmiotowość. Formy nim powoływane do życia są trójwymiarowe i osadzone w dotykalnej niemal i czasem daleko sięgającej przestrzeni. Bywają betonowo, zwaliście ciężkie, ale czasem transparentne, surrealnie przenikające się z niebem i ziemią, z szorstkiego muru, ale czasem okaleczone szramami blizn, wymierzone geometrycznie, ale zanurzone w romantycznej poświacie. To nieznany dotąd: architektoniczny a jednocześnie ezoteryczny i poetycki język geometrii.
Bożena Kowalska
Wszystkie cytaty pochodzą z tekstu pracy doktorskiej Karoliny Jaklewicz.