Anamorfoza osobności
Malarstwo Karoliny Jaklewicz jest niezwykle oszczędne w formie, chociaż nie sposób byłoby zastosować do niego określenia „minimalistyczne”. Trudno jest też stwierdzić ostatecznie, czy mamy do czynienia z płaskimi geometrycznymi formami, czy też z bryłami. Artystka tworzy na płaszczyźnie płócien osobne światy, które można by odnieść do wielu kontekstów, ale które świetnie też działają na oko widza estetyką puryzmu, wprowadzającą w naszą percepcję niezrozumiałe zaburzenia przestrzeni. Gra z przyzwyczajeniami wizualnymi, a także z wielością odniesień jest w przypadku Karoliny grą frywolności. Wydaje się, że tym, na czym najbardziej jej zależy jest doskonała forma wypracowana delikatnymi muśnięciami pędzla oraz kolor, subtelne gradienty i nieodłączone niespodzianki kolorystyczne w postaci nałożonych na wykreowaną przestrzeń barwnych pasów, będących jakby wynikiem rozszczepienia światła. Taki może anachroniczny nieco opis rodem z podręczników historii sztuki oddaje charakter tego malarstwa, które nie musi wchodzić w dialog z aktualnymi tendencjami, aby wypracować własne spektrum symboli i odniesień, również tych zaczerpniętych wprost z filozofii oraz z prywatnej strefy życia artystki. Jest to malarstwo o autonomicznej formie, dekonstruujące schematy postrzegania przestrzeni, która często jest na tych obrazach wielowymiarowa, oraz jej relacji z elementami-intruzami wyjętymi z perspektywicznej bryły, naznaczającymi ją, ale zawieszonymi gdzieś między warstwą farby a powierzchnią płótna. Ta przestrzeń „pomiędzy” otwiera zaś kolejne pola interpretacyjne – malarstwo Jaklewicz jest malarstwem mocno zanurzonym w metafizyce, w tym, co w sposób metaforyczny traktuje o byciu jako takim, jego przyczynach i istocie. Być może komentarze dotyczące ontologii są dzisiaj z góry skazane na niepowodzenie, nie znaczy to jednak, że wszelkie próby są niedozwolone. Struktura rzeczywistości w przestrzeni kreowanej przez Karolinę jest oparta na prostych środkach formalnych, które próbują przekazać skomplikowanie i niepokój rządzący istnieniem, istnieniem gdzieś na granicy materii i ducha. Ponadto, jednym z kluczy do odczytywania malarstwa Jaklewicz jest dialog z wizualnością i jej schematami: forma może wystarczać samej sobie, ale nawiązania do malarstwa Malewicza, Kandinskiego czy Feiningera są oczywiste. Nie można pomijać też mniej oczywistych, bardziej subtelnych odniesień do osobistych przeżyć malarki.
W malarstwie Karoliny widoczne są inspiracje architekturą dekonstrukytywistyczną, zwłaszcza twórczością Daniela Liebeskinda, a także przestrzenną grą, jaką uprawiał Kurt Schwitters przekształcający przestrzeń w swoim sztandarowym dziele, Merzbau, w labirynt pełen pułapek i niespodziewanych zakątków. Sama artystka przyznaje się też do zainteresowania twórczością Moniki Sosnowskiej. Na jej płótnach widać jednak potrzebę oderwania się od realnego, od tego, co znane i możliwe – geometria jej prac jest zaburzona, cienie tworzą głębię w miejscach, gdzie jednocześnie bryły rozpływają się, zanikają w czystą biel, bądź balansują na granicy pomiędzy skrótem perspektywicznym a jego zaprzeczeniem. Łagodne przejścia kolorystyczne przypominają malarstwo Marka Rothki, a dążenia metafizyczne tego malarstwa również przybliżają je do nurtu ekspresjonizmu abstrakcyjnego oraz color field painting, gdzie każdy kolor był kodem poszczególnych emocji.
Przyjemność, jaką czerpiemy z oglądania obrazów Karoliny Jaklewicz jest czysto estetyczna, może nawet nieco fetyszystyczna, forma intryguje i absorbuje całą uwagę. Jednocześnie te obrazy, które w przestrzeni galerii wyglądają jak drzwi do abstrakcyjnych światów, są sprzeciwem wobec hegemonii obrazu we współczesnej kulturze. Nie potrzebują tekstu, same się wyjaśniają, ale też nie zmuszają do niczego, nie pragną od nas, abyśmy je ROZUMIELI, raczej chcą być ODCZUWANE. Twórca teorii o antropologii obrazu, Hans Betting pisał, iż obraz jest „(…) czymś więcej niż produktem postrzegania. Powstaje jako rezultat osobistej lub kolektywnej symbolizacji. Wszystko co wejdzie w spojrzenie lub przed wewnętrzne oko, daje się w ten sposób objaśnić jako obraz, lub w obraz przekształcić”. Pod tym względem Karolina Jaklewicz nie tworzy obrazów-ikon, jej malarstwo jest aikoniczne. I nie chodzi nawet o zanegowanie wizerunku czy przedstawienia, o abstrakcyjność formy. To malarstwo cechuje próba uniwersalizacji formy jako takiej, która podlega ciągłym przekształceniom i de-formacji, a jej efemeryczność kontrastuje z dużą siłą oddziaływania „przestrzeni osobnych”, jakie ostatecznie wytwarza.
Magdalena Zięba
Malarstwo Karoliny Jaklewicz jest niezwykle oszczędne w formie, chociaż nie sposób byłoby zastosować do niego określenia „minimalistyczne”. Trudno jest też stwierdzić ostatecznie, czy mamy do czynienia z płaskimi geometrycznymi formami, czy też z bryłami. Artystka tworzy na płaszczyźnie płócien osobne światy, które można by odnieść do wielu kontekstów, ale które świetnie też działają na oko widza estetyką puryzmu, wprowadzającą w naszą percepcję niezrozumiałe zaburzenia przestrzeni. Gra z przyzwyczajeniami wizualnymi, a także z wielością odniesień jest w przypadku Karoliny grą frywolności. Wydaje się, że tym, na czym najbardziej jej zależy jest doskonała forma wypracowana delikatnymi muśnięciami pędzla oraz kolor, subtelne gradienty i nieodłączone niespodzianki kolorystyczne w postaci nałożonych na wykreowaną przestrzeń barwnych pasów, będących jakby wynikiem rozszczepienia światła. Taki może anachroniczny nieco opis rodem z podręczników historii sztuki oddaje charakter tego malarstwa, które nie musi wchodzić w dialog z aktualnymi tendencjami, aby wypracować własne spektrum symboli i odniesień, również tych zaczerpniętych wprost z filozofii oraz z prywatnej strefy życia artystki. Jest to malarstwo o autonomicznej formie, dekonstruujące schematy postrzegania przestrzeni, która często jest na tych obrazach wielowymiarowa, oraz jej relacji z elementami-intruzami wyjętymi z perspektywicznej bryły, naznaczającymi ją, ale zawieszonymi gdzieś między warstwą farby a powierzchnią płótna. Ta przestrzeń „pomiędzy” otwiera zaś kolejne pola interpretacyjne – malarstwo Jaklewicz jest malarstwem mocno zanurzonym w metafizyce, w tym, co w sposób metaforyczny traktuje o byciu jako takim, jego przyczynach i istocie. Być może komentarze dotyczące ontologii są dzisiaj z góry skazane na niepowodzenie, nie znaczy to jednak, że wszelkie próby są niedozwolone. Struktura rzeczywistości w przestrzeni kreowanej przez Karolinę jest oparta na prostych środkach formalnych, które próbują przekazać skomplikowanie i niepokój rządzący istnieniem, istnieniem gdzieś na granicy materii i ducha. Ponadto, jednym z kluczy do odczytywania malarstwa Jaklewicz jest dialog z wizualnością i jej schematami: forma może wystarczać samej sobie, ale nawiązania do malarstwa Malewicza, Kandinskiego czy Feiningera są oczywiste. Nie można pomijać też mniej oczywistych, bardziej subtelnych odniesień do osobistych przeżyć malarki.
W malarstwie Karoliny widoczne są inspiracje architekturą dekonstrukytywistyczną, zwłaszcza twórczością Daniela Liebeskinda, a także przestrzenną grą, jaką uprawiał Kurt Schwitters przekształcający przestrzeń w swoim sztandarowym dziele, Merzbau, w labirynt pełen pułapek i niespodziewanych zakątków. Sama artystka przyznaje się też do zainteresowania twórczością Moniki Sosnowskiej. Na jej płótnach widać jednak potrzebę oderwania się od realnego, od tego, co znane i możliwe – geometria jej prac jest zaburzona, cienie tworzą głębię w miejscach, gdzie jednocześnie bryły rozpływają się, zanikają w czystą biel, bądź balansują na granicy pomiędzy skrótem perspektywicznym a jego zaprzeczeniem. Łagodne przejścia kolorystyczne przypominają malarstwo Marka Rothki, a dążenia metafizyczne tego malarstwa również przybliżają je do nurtu ekspresjonizmu abstrakcyjnego oraz color field painting, gdzie każdy kolor był kodem poszczególnych emocji.
Przyjemność, jaką czerpiemy z oglądania obrazów Karoliny Jaklewicz jest czysto estetyczna, może nawet nieco fetyszystyczna, forma intryguje i absorbuje całą uwagę. Jednocześnie te obrazy, które w przestrzeni galerii wyglądają jak drzwi do abstrakcyjnych światów, są sprzeciwem wobec hegemonii obrazu we współczesnej kulturze. Nie potrzebują tekstu, same się wyjaśniają, ale też nie zmuszają do niczego, nie pragną od nas, abyśmy je ROZUMIELI, raczej chcą być ODCZUWANE. Twórca teorii o antropologii obrazu, Hans Betting pisał, iż obraz jest „(…) czymś więcej niż produktem postrzegania. Powstaje jako rezultat osobistej lub kolektywnej symbolizacji. Wszystko co wejdzie w spojrzenie lub przed wewnętrzne oko, daje się w ten sposób objaśnić jako obraz, lub w obraz przekształcić”. Pod tym względem Karolina Jaklewicz nie tworzy obrazów-ikon, jej malarstwo jest aikoniczne. I nie chodzi nawet o zanegowanie wizerunku czy przedstawienia, o abstrakcyjność formy. To malarstwo cechuje próba uniwersalizacji formy jako takiej, która podlega ciągłym przekształceniom i de-formacji, a jej efemeryczność kontrastuje z dużą siłą oddziaływania „przestrzeni osobnych”, jakie ostatecznie wytwarza.
Magdalena Zięba